Kasia Szkoda: w tym biegu możemy przesuwać swoje granice

Rozmowa z Kasią Szkodą, która startując w Poznaniu została Globalną Zwyciężczynią Wings for Life World Run, pokonując dystans 55,07 km. Opowiedziała nam m.in. o tym, jak planowała treningi i co dawało jej największą radość podczas samego biegu. Podzieliła się też kilkoma radami dla tych, którzy chcieliby zacząć przygodę z bieganiem i wystartować w kolejnej edycji Światowego Biegu.

Magda Bryś: Jesteś Globalną Zwyciężczynią Wings for Life World Run – największego biegu na świecie. W tej jubileuszowej 10. edycji tego charytatywnego wydarzenia udział wzięło ponad 200 tysięcy osób z ponad 158 krajów, reprezentujących 192 narodowości. Opowiedz nam, jak się z tym czujesz?

Kasia Szkoda: Z jednej strony czuję ogromną radość. Z drugiej strony nadal nie mogę uwierzyć, że wygrałam globalnie. Łatwiej by mi było zaakceptować i uwierzyć w wygranie Wings for Life World Run tylko w Polsce. Codziennie patrzę na trofeum, by się upewnić, że to nie jest sen, a rzeczywistość. Na razie jest nadal na swoim miejscu, może widocznie jeszcze się nie obudziłam.

Zobacz jak Darek Nożyński i Kasia Szkoda finiszowali podczas Wings for Life World Run 2023:

Per visualizzare questo contenuto è necessario aggiornare le impostazioni cookie.

A pod względem fizycznym?

Pod względem fizycznym nie odczuwam większego zmęczenia. W poniedziałek udało mi się już wykonać lekkie rozbieganie, a we wtorek byłam na basenie i saunie. Dzisiaj też odwiedziłam moich ulubionych fizjoterapeutów - „Fizjoterapia Biegacz” w Poznaniu - tak bardziej prewencyjnie.

Jak się czułaś w dniu biegu? Jak ci się biegło?

Nie chciałabym, by zabrzmiało to górnolotnie, ale idea biegu, po co biegniemy, bardzo napędza i dodaje jeszcze większej energii. W trakcie miałam delikatne kryzysy. Jednak to wsparcie od kibiców, innych biegaczy na trasie, bliskich znajomych pozwalało mi dalej biec. Wings, skrzydła w nazwie, to nie jest przypadek. To naprawdę duma i satysfakcja być częścią takiego wydarzenia.

Podkreślasz, że to wsparcie kibiców oraz innych biegaczy i biegaczek było bardzo ważne.

Tak, zdecydowanie. Jak staliśmy jeszcze w strefach startowych, a było chwilę przed biegiem, to organizatorzy poprosili, by odwrócić się w swoją prawą i lewą stronę, aby przywitać się z sąsiadem. Niby był to drobny gest, ale bardzo zjednoczył. Zazwyczaj podczas większych biegów, jak maratony i półmaratony w miastach, kibice są obecni na trasach, bo chcą wesprzeć znajomych i rodzinę. W tym przypadku trasa biegu jest rozgrywana jakby w dwóch miejscach. Pierwsze 15 kilometrów biegnie się w centrum miasta, a potem już poza miastem. Naprawdę nie mogę wybrać, który doping był najlepszy – czy w mieście, gdzie było dużo kibiców z transparentami, krzyczących i  zbijających piątki, czy właśnie już poza nim, gdzie przed domy wychodziły całe rodziny i również kibicowały. Po prostu, tam się nie da być zmęczonym biegiem. Chcesz pokazać, że energię, którą dają kibice, przekładasz na to, by dalej biec.

Naprawdę cieszysz się bieganiem.

Gdybym się nie cieszyła, to pewnie bym nie biegała.

Przeważnie nie wierzę w siebie

A o czym myślałaś przed startem? Czy myślałaś, że wygrasz? Jaka była twoja taktyka i cel? Czy założyłaś sobie, ile kilometrów przebiegniesz?

Wiedziałam, że chciałabym pobiec w Wings for Life World Run jeszcze raz, ale z nieco lepszym wynikiem. W drugiej połowie kwietnia, tuż po półmaratonie poznańskim, z moim trenem biegowym, Romanem Borkiewiczem zaczęliśmy się przygotowywać konkretnie pod ten bieg. Przed samym startem, miałam w głowie taki minimalistyczny cel, by pobiec więcej kilometrów, niż w zeszłym roku, czyli więcej niż 47. Po cichu marzyłam o 50 kilometrach.

Przeważnie nie wierzę w siebie, bo nie nigdy nie zakładam, że wygram. Po prostu biegnę, nie zastanawiam się – staram się dać z siebie jak najwięcej. Jednak cała moja drużyna biegowa „Jestem od Romka”, którą wspólnie tworzymy (mamy jednego tego samego trenera, stąd nazwa), bardzo mnie wspierała. Wszyscy mówili o tym, że tak dobrze mi poszło w ubiegłym roku, to na pewno wygram. Mieli większą wiarę w sukces niż ja.

Sam bieg to już osobna historia. Nie było czasu na kalkulację, jak biegnę pod względem technicznym, bo odczuwałam dużą radość z biegu. Najbardziej przełomowym momentem był dla mnie 47. kilometr (czyli mój finalny dystans z 2022 roku). Wtedy pomyślałam, że teraz już nie ma innej opcji, nie mogę się zatrzymać, teraz chcę wybiegać jak najwięcej kilometrów. Nic mnie już od tego nie powstrzyma. W zeszłym roku po prostu się zatrzymałam i to był błąd. Potem na 52 kilometrze dostałam informację, że jestem pierwszą biegaczką na świecie. Wtedy poczułam taką euforię. Nogi już trochę bolały, miałam delikatne skurcze. Jednak wtedy przestałam o tym myśleć.

A czy czekałaś już na moment, kiedy pojawi się pędzący samochód Adama Małysza?

Tak, bardzo. Pomyślałam chyba o tym na 54 kilometrze, że chciałabym zobaczyć samochód. Jak już przyjechał, to był to dla mnie niesamowity moment. Byłam pełna euforii, nie mogąc nadal uwierzyć, że wygrałam. Dostałam wtedy szarfę i trofeum. Wszyscy kibice też się cieszyli i gratulowali!

Jak było na tej mitycznej mecie?

Szkoda, że się skończyło - to była moja pierwsza myśl. W moim przypadku bieg trwał 3 godziny i 40 minut. Po takim czasie, wpada się już w trans, a nogi nie chcą się zatrzymać. Chciałam dalej biec. Udało mi się spełnić marzenie, które jeszcze dzień przed wydawało się takie abstrakcyjne i nieosiągalne.

To jest bieg, gdzie możemy poprzesuwać swoje granice

Czy miałaś kryzysy podczas biegu, jeśli tak, jak sobie z nimi poradziłaś?

Pierwszy mini kryzys, to była myśl, że zaczyna się robić nieco ciężej, że organizm zaczyna odczuwać już nieco te przebiegnięte w dość szybkim tempie kilometry. Taka myśl pojawiła się w okolicach 38. kilometra.

Dopiero?

Byłam też bardzo zaskoczona, ponieważ pierwsze 30 kilometrów biegłam bardzo komfortowo. Potem zaczęła się... może nie walka, ale taka robota, by się skupić i nie myśleć o tym, że coś zaczyna boleć. Myślę, że od 42. kilometra zaczęłam odliczać. Musiałam wtedy zastosować starą i sprawdzoną technikę, czyli na przykład biegnę do najbliższego zakrętu lub biegnę do najbliższej lampy. Zaczęłam dzielić sobie bieg na etapy do 45 kilometra. Po tym, jak minęło mi 47 kilometrów to poczułam ulgę. Miałam wtedy w głowie mikro cel, by dobiec do 50 kilometra. Gdy go minęłam, kolejną barierą do złamania było przebiec 53 kilometry, czyli tyle, ile Patrycja Talar w zeszłym roku. Później w zasadzie wiedziałam, że wygrywam. Zaczęłam biec swobodnie, nie zwracając już uwagi na tempo. Po prostu chciałam dobiec do 55 kilometra.

Dla porównania - miałaś podobne kryzysy na innych biegach?

Podczas mojego pierwszego i jedynego, jak do tej pory, maratonu asfaltowego, obawiałam się tej słynnej ściany maratończyka. Na szczęście nie było mi dane jej doświadczyć. Jednak jak pojawia się taki kryzys, to koncentruję się na swoim ciele, by jak najmniej energii zużyć na niepotrzebne myślenie. Mam taki tryb stand by. Jeśli chodzi o biegi górskie, to specyfika jest zupełnie inna. Podbiegi i zbiegi przeplatają się, pracują inne mięśnie, można pozwolić sobie na chwile rozluźnienia. Zupełnie inaczej pracuje głowa.

Czy dystans, jaki przebiegłaś na Wings for Life World Run w tym roku, był najdłuższym w twojej karierze biegowej? Czy zdarzyło ci się biegać jeszcze dłuższe, jeśli biegasz ultra?

Ten bieg, czyli 55 kilometrów, był moim najdłuższym biegiem. W przypadku ultra biegłam m.in.  ZUK-a, czyli Zimowy Ultramaraton Karkonowski, ale na dystansie 48 kilometrów. Zaliczyłam również bieg Etapowa Triada z dystansem 70 kilometrów, jednak tego dystansu nie biegnie się od razu. Jest podzielony na etapy.

Już wiemy, że był to twój drugi bieg w ramach Wings for Life World Run? Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w Światowym Biegu?

Czemu się zdecydowałam? Trudno wybrać mi jeden powód. Kiedy zaczynałam biegać na poważniej, to pamiętam, jak obejrzałam Wings for Life World Run w telewizji. Pamiętam bieg Bartka Olszewskiego na 80 kilometrów. To było naprawdę imponujące. Raz nawet byłam na starcie biegu, ale jako kibic. Później przyszła na mnie kolej. W 2022 roku za namową kolegi zapisałam się na bieg. Po tym pierwszym razie wiedziałam, że mogłam pobiec więcej. Zatem w tym roku nie było innej opcji, musiałam pobiec. 

Wróćmy to twojego biegania. Jak długo biegasz? Regularnie czy z niewielkimi przerwami?

Ostatnio próbowałam sobie przypomnieć ten moment, kiedy zaczęłam biegać. Na pewno znaczący był dla mnie pierwszy półmaraton, który przebiegłam w Poznaniu w 2015 roku. A co do mojej przygody ze sportem, to już w szkole brałam udział w różnych zawodach m.in. biegowych, odnosiłam sukcesy na poziomie powiatu i gminy.

Już wtedy miałaś predyspozycje do biegania.

Myślę, że tak. Niestety na studiach byłam totalnie antysportowa, jeździłam tylko czasami na rowerze albo chodziłam po górach.  Jednak w tym czasie zauważyłam, że coraz więcej moich znajomych zaczyna biegać. Pomyślałam wtedy, że również spróbuje. Zapisałam się na Poznań Półmaraton, który przebiegłam w czasie 1:50. Wtedy nawet nie miałam zegarka biegowego, ale stoper. Plany biegowe ściągałam z Internetu. Po półmaratonie zaczęłam już biegać z moim trenerem Romanem. W 2017 roku nastąpiła długa przerwa od biegania, ale na szczęście wróciłam. Mimo, że miałam rozpisany plan treningowy dostosowany do moich umiejętności, zdarzało mi się dość często kompletnie nieumiejętnie i na własną rękę go modyfikować. Popełniałam wtedy wiele błędów początkujących biegaczy. Na przykład często biegałam za szybko na treningach, dlatego nie przynosiło to żadnych efektów na startach. Istnieje złota zasada: aby biegać szybko, trzeba najpierw nauczyć się biegać wolno. Stopniowe wydłużanie dystansu i spokojne budowanie bazy daje naprawdę niesamowite rezultaty. Tak naprawdę dopiero 2 lata temu zaczęłam skrupulatnie trzymać się planu i nie kombinować. Od tego momentu, moje wyniki zaczęły się poprawiać.

Jak wyglądają twoje treningi? Jak się przygotowywałaś do Światowego Biegu?

Mam już od wielu lat trenera Romana Borkiewicza, o którym już wspominałam. Mamy swój ustalony plan, a naszym głównym celem jest rozwój biegowy, czyli bieganie mądrze oraz rozsądnie, by nie przepłacać tego kontuzjami. W moim przypadku bieganie jest procesem i wynikiem rozpisanego całego planu. Zazwyczaj w piątki spotykam się z moją grupą biegową na stadionie. Robimy wspólnie rozgrzewkę, a potem każdy wykonuje swoją część treningu. Co tydzień biegam około 70-80 kilometrów, rzadko dobijam do 100. Dla mnie ważnym elementem są treningi uzupełniające, o których często biegacze zapominają. U mnie są to ćwiczenia np. ogólnorozwojowe, sprawnościowe oraz ćwiczenia z własnym ciężarem ciała. Oprócz tego nie zapominam o saunie i basenie. Dodatkowo dopiero niedawno odkryłam ćwiczenia z gumami oporowymi oraz kettlami, które bardzo polecam.

Jak twoja motywacja? Jak łączysz bieganie z pracą oraz z innymi obowiązkami?

Jeśli biegasz swoje życiówki i poprawiają się twoje wyniki, to motywacja jest ciągle. Czujesz wtedy taką moc, że możesz też więcej i lepiej. Jednak ja chyba nie mam takiej długoterminowej motywacji. Dla mnie bieganie w pewnym momencie stało się częścią życia codziennego. Kiedyś myślałam, że muszę wykonać dany trening, na przykład podbiegi, ale bardzo mi się nie chce. Teraz w ogóle się nad tym nie zastanawiam. Kiedy wracam z pracy, od razu przebieram się i wychodzę na bieganie, bez żadnego dodatkowego zastanawiania się. Myślę o tym, co mam do zrobienia. Kiedy mam rzeczywiście cięższy dzień, czuję się słabo, to robię ten trening, tylko na tyle, na ile pozwala mi moja dyspozycja. Nie zajeżdżam się. Rzeczywiście czasem trzeba coś poświęcić, by zrobić ten trening. Jednak jak lubisz to co robisz, to nie odczuwasz tego jako nieprzyjemnego obowiązku. Najważniejsze jest myślenie, że robimy to dla siebie, dla lepszego samopoczucia.

A jakie są twoje osiągnięcia biegowe?

Myślę, że Wings for Life World Run jest obecnie największym moim osiągnięciem. Co do biegów na asfalcie, to jedyny maraton przebiegłam w czasem 2:42:59. Myślę, że jak na debiut to bardzo dobry czas. W ubiegłym roku, w biegach górskich udało mi się pobiec też bardzo dobrze. Wygrałam Chojnik Maraton na dystansie 42 kilometrów, Rudawy Maraton w zimie na dystansie również 42 kilometrów. Zajęłam też 6. miejsce podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich w Lądku na dystansie 45 kilometrów. Stanęłam obok podium biegu Zimowego Ultramaratonu Karkonowskiego. Byłam wtedy bardzo dumna, bo mogłam stać obok wybitnych polskich biegaczek ultra, obok Kasi Solińskiej i Kasi Wilk.

Czy planujesz w następnym roku wziąć udział w Wings for Life World Run?

Na pewno wezmę udział, bo jest to naprawdę wyjątkowy bieg, jeśli chodzi o ideę. Ty biegniesz teraz, ale dzięki tobie również ktoś może zaraz pobiec, kto do niedawna jeszcze nie mógł.

Jak mogłabyś zachęcić do udziału w tym biegu?

Na pewno warto wziąć w nim udział, ze względu na jego charytatywny cel. W tym biegu nie ma przegranych, bo meta sama musi nas znaleźć i nie musimy wcale do niej dążyć. To jest bieg, gdzie możemy poprzesuwać swoje granice. Często możemy osiągnąć zdecydowanie więcej, niż nam się wydaje – ograniczenia są głównie w naszej głowie. To uczucie, przesunięcia własnych granic – to jest naprawdę niesamowite.

Jeśli są teraz osoby, które nie biegały, a dowiedziały się o Wings for Life World Run przy okazji tej edycji. Jakie rady przekazałabyś tym, którzy chcieliby zacząć przygodę z bieganiem?

Teraz jest idealny moment, aby zacząć się ruszać, bo jest wspaniała pogoda. Jeśli ktoś zaczyna od samego początku, to bardzo rekomendowałabym rozwagę i umiar, ponieważ motywacja do biegania pojawia się i gaśnie. Na początku chcemy za dużo. Zapominamy o tym, że aby rozwijać się potrzebujemy czasu i wytrwałości. Jednak najważniejsze jest w tym, by po prostu znaleźć przyjemność w bieganiu. Zacząć regularnie wychodzić na dłuższe spacery, marsze, niekoniecznie od razu na bieganie. Trzeba też mieć odpowiednie nastawienie, że robimy to dla siebie i dla swojego zdrowia.

Przy okazji Wings for Life World Run zdałam sobie też sprawę, że żyje trochę w swojej bańce, bo głównie mam styczność z osobami, które wiedzą, że biegam lub same biegają. To było niezłe zderzenie z inną rzeczywistością. Jest mnóstwo osób, które tak naprawdę bieganiem się nie interesują, a mimo to kibicują, wspierają biegaczy podczas zawodów - w ten sposób też są ważną częścią tego biegowego świata. Co mnie również zaskoczyło, to reakcja ludzi na moją wygraną w Światowym Biegu, na przykład tuż po nim przypadkowe osoby na ulicy ściskały mnie, prosiły o zdjęcie, gratulowały, opowiadały o emocjach, które towarzyszyły im podczas kibicowania. Inny przykład? Kolega w pracy powiedział mi, że w poniedziałek jego żona poszła pierwszy raz pobiegać, bo widząc bieg i te emocje sama postanowiła spróbować.

Już dziś zgłoś chęć otrzymania powiadomienia o otwarciu zapisów na Wings for Life World Run 2024 - tutaj