Ci Polacy walczyli i wygrywali w Wings for Life World Run za granicą

Jako Polacy mamy tysiące powodów do dumy! Tysiące naszych rodaków wsparło badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego zapisując się na Wings for Life World Run i biegnąc dla tych, którzy nie mogą. No i jak co roku, mamy kilka dowodów na to, że Światowy Bieg to nasza specjalność. To nie tylko Globalna Zwyciężczyni Kasia Szkoda, czy drugi na świecie Darek Nożyński, którzy startowali w Poznaniu. Trzecia globalnie była Dominika Stelmach, która wygrała Bieg Flagowy w Kakheti w Gruzji, a czwarta Patrycja Talar – startująca w Zug, lokalna zwyciężczyni w Szwajcarii. W chorwackim Zadarze po raz drugi z rzędu wygrał Tomek Osmulski. Polki i Polacy byli też najlepsi biegnąc z Aplikacją, zwyciężając m.in. w Belgii, Irlandii, czy Danii, ale też na Mauritiusie, Jersey, Cyprze, czy w Namibii i Egipcie. No i przecież na wózku najszybszy w Niemczech był Witek Misztela, który po raz pierwszy startował w Biegu Flagowym poza Poznaniem. Jak zatem wyglądał Wings for Life World Run na świecie z perspektywy naszych zawodników?

„Było klimatycznie. Przy trasie było dużo krówek. Przebiegaliśmy nawet przez jakieś gospodarstwo. W jednym momencie droga zrobiła się szutrowa. Prowadziła po prostu przez pola, po jakimś piachu i kamyczkach” – mówiła zwyciężczyni z Poznania z 2022 roku Patrycja Talar. „Tak jak przypuszczałam. Trasa okazała się pagórkowata. W samym Zug i bliskiej okolicy było płasko. Natomiast, gdy wybiegliśmy poza tę miejscowość zaczęła się zabawa – podbiegi, zbiegi, zakręty i tak w kółko”.

„To jest zupełnie inny kraj i zupełnie inna impreza niż u nas. To bardziej koncert i picie alkoholu niż bieganie. Tam ludzie przebierali się i robili to z czystej radości, nie myśląc o jakichkolwiek wynikach. Zdecydowanie tam też jest to święto biegania, ale ścigały się może 3-4 osoby, a nie jak w Polsce, gdzie 300-400 próbuje pobiec jak najszybciej i nawiązać walkę o miejsca” – relacjonowała Dominika Stelmach, która tym razem wystartowała w Gruzji, w regionie Kachetii. „Mnóstwo osób po prostu spacerowało. Choć nie było jakiegoś wielkiego poziomu sportowego, to oczywiście bardzo fajnie, że tyle osób wzięło udział w Wings for Life World Run. Zdecydowanie, to była najtrudniejsza trasa, na jakiej biegłam w Wings for Life World Run – najbardziej pofałdowana. No i pogoda. W Europie w tym czasie było chłodno, tam 22 stopnie – szczęśliwie bez większego słońca. Obok słychać było pioruny i szalały burze. Zdecydowanie nie były to najlepsze warunki do biegania”.

Upał dał się we znaki także Tomkowi Osmulskiemu. Łodzianin drugi raz z rzędu wygrał w Zadarze w Chorwacji. „Przed wylotem śledziłem prognozy i zapowiadało się chłodno, a nawet deszczowo. Z dnia na dzień prognoza się poprawiała, albo pogarszała – w zależności od tego, jak na to spojrzeć” – mówi Tomek, który w 2019 roku wygrał w Wings for Life World Run w Poznaniu. „Ostatecznie w dniu startu było naprawdę gorąco. Garmin pokazywał 24 stopnie, ale odczuwalna była dużo wyższa. Było słonecznie i praktycznie bezchmurnie. Na szczęście po nauczce z zeszłego roku byłem lepiej przygotowany. Miałem daszek, okulary przeciwsłoneczne i odpowiednio dobrane żele i preparaty magnezowe”.

W ubiegłym roku Tomek walczył z pogodą. W trakcie zawodów przebiegał chyba przez wszystkie pory roku. Był grad, deszcz i palące słońce. Tym razem warunki nie były aż tak zmienne, ale… „Trochę się obawiałem konkurencji. W ubiegłym roku faworytem był Chorwat, Kristijan Rubinić – lokalny bohater biegów ultra. Tym razem też był dobrze przygotowany. Pod uwagę brałem też Niemca Steffena Wittmanna, jednak gdy przyleciał do Zadaru od razu napisał w swoich mediach społecznościowych, że jest gorąco i ciężko mu się biega. Ja na ten start przygotowałem kilka planów. Ostatecznie zdecydowałem się zabrać z grupą osób biegnących na początku i zobaczyć, co się wydarzy” – opowiadał. „W końcu zostałem sam. Przeszła mi przez głowę myśl, żeby poczekać na grupę, która biegła za mną, jednak dobrze się czułem i uznałem, że będę leciał swoje. Pomiędzy 15 a 20 km zaskoczył mnie spory kryzys. Moje tempo znacznie spadło i doszedł mnie Kristijan. Kilka kilometrów biegliśmy razem, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, że mogę stracić prowadzenie. Zastanawiałem się, jak to rozegrać. Chwilę pogadaliśmy, pożartowaliśmy. Widziałem, jaki doping od kibiców dostaje Chorwat. Tak dotarliśmy do miejsca, gdzie zaczęły się podbiegi, a na jednym z nich Kristijan chyba stanął. Nie wiem dokładnie, bo nie oglądałem się za siebie”.

Nie tylko Tomka prześladowały kryzysy. „Na początku biegło mi się dobrze. Mocno wystartowałam, tym bardziej że przez pierwsze dwa kilometry biegłyśmy we dwie. Narzucone tempo było dość mocne. Natomiast później rywalka odpadła, a ja biegłam cały czas sama. Przez pierwsze 15-20 km trzymałam tempo pod 4:00 min/km. Potem tempo zaczęło spadać” – zdaje relację ze swojego startu wywodząca się z podpoznańskich Pobiedzisk Patrycja. „Niestety miałam spore problemy jelitowe. Zakończyło się na tym, że na 43., albo 44. km musiałam po prostu pójść na stronę. Rowerzyści, którzy ze mną jechali myśleli, że sobie żartuję. (śmiech) Pan na motorze wyłączył kamerę i czekali aż wrócę. Miałam przygody! Nie było mi łatwo. Walczyłam sama ze sobą, a przede wszystkim z bólem jelit”.

Patrycja ze sobą, Tomek z rywalami, a Dominika walczyła głównie z trasą i wiatrem. „Przygotowuję się do biegu Comrades – 95 km, za niecałe 5 tygodni. Pomyślałam, że taka pofałdowana trasa będzie dobrym treningiem. Biegło mi się dość ciężko, ale myślę że to przede wszystkim przez te warunki i przez to, że do 8. km trasa mocno się wznosiła. Między 6 a 8 km pokonaliśmy 120 metrów do góry. No i cały czas mieliśmy pod wiatr” – komentuje. I porównuje: „Moi zawodnicy mówią, że w Poznaniu było z wiatrem, a u mnie odwrotnie. Taki jest urok Wings for Life World Run. Dlatego nie ma się co tymi trasami przejmować, bo ważniejsze jest to, że dzięki Wings for Life World Run można poznać inne lokalizacje i inne kultury – bawić się samemu, robiąc coś dla innych”.

Dominika przy okazji startu zwiedzała Gruzję, a Tomek Chorwację – już drugi raz. „Zaplanowałem to dokładnie jak w zeszłym roku. Przylecieliśmy tydzień wcześniej i z dziewczyną tydzień przed biegiem spędziliśmy na jachcie. Nie trenowaliśmy dużo. Podtrzymywałem tylko formę, którą wypracowałem wcześniej. Na miejscu odebraliśmy pakiety. W niedzielę późne śniadanie – zamiast dwóch posiłków. No i wystartowaliśmy!” – opowiedział o krótkich wakacjach. Mówił też o wsparciu, jakie otrzymał od chorwackich kibiców: „W zeszłym roku na trasie było sporo osób, które nagrywały zmagania. W tym roku te same osoby odezwały się znowu. Miałem parę fajnych wiadomości prywatnych z gratulacjami. Dużo osób cieszyło się, że znowu przyjechałem do Zadaru i ponownie wygrałem. Muszę też podziękować organizatorom, bo bardzo miło mnie gościli, za co jestem wdzięczny”.

Podobnie było u Patrycji: „Gdy przywieziono mnie samochodem na start, była tam scena, na którą musiałam wejść, żeby powiedzieć parę słów. Poproszono mnie, żebym powiedziała coś po polsku i okazało się, że ludzie zaczęli do mnie machać i krzyczeć, bo znalazły się w tłumie grupki Polaków. To było bardzo miłe. Potem rozmawialiśmy i wymienialiśmy się swoimi wrażeniami. Tak samo w hotelu, po biegu od obsługi dostałam na pamiątkę upominek w postaci drewnianej krówki, bo z hodowli tych zwierząt słynie cały region. Robiliśmy sobie wspólne zdjęcia. Było bardzo pozytywnie!”.

Polacy startują na świecie bez kompleksów. Czują pozytywne emocje i zero presji. Tę mogłaby odczuwać Dominika, która startując w Wings for Life World Run za granicą zwyciężała za każdym razem. „Tak długo biegam i mam tyle lat, że nauczyłam się tej presji nie odczuwać. Poza tym w tym biegu chodzi o coś innego. Nawet przegrana jest pewnego rodzaju wygraną, choć zawsze staram się wypaść jak najlepiej” – powiedziała. „Ale nigdy nic nie wiadomo. To jest zawsze bardzo specyficzny bieg. Wiele zależy od dnia, od trasy, od warunków i od rywali, no i jak wspomniałam, nie do końca o zwycięstwo tu chodzi. Aspekt sportowy na pewno pomaga nagłośnić ten bieg, ale nie on jest tutaj najważniejszy” – tłumaczyła.

To, że Polacy startowali za granicą, nie oznacza, że nie obchodziło ich to, co działo się u nas w kraju. Wprost przeciwnie. „Przed wyjazdem interesowałem się polskim pojedynkiem Dariusza Nożyńskiego z Błażejem Brzezińskim. Mówiłem znajomym, że to może być bardzo ciekawy pojedynek” – mówił Tomek. „I wyszło bardzo ciekawie, ponieważ były już zawodowy biegacz, jakim jest Błażej uległ Dariuszowi, co oznacza że Dariusz jest naprawdę wielkim, wielkim profesjonalistą i super biegaczem! Niezmiennie od kilku lat jest w światowej czołówce biegów ultra. Szkoda, że na świecie był drugi, bo fajnie byłoby gdyby przypieczętował to globalnym zwycięstwem. Myślę, że mu się to należy – jest fenomenalny w tego typu biegach” – komplementował popularny „Osmo”.