Uśmiech to recepta na wszystko – przeczytaj inspirującą historię Ani Płoszyńskiej
Ania Płoszyńska była pełną życia, radosną nastolatką. Cały czas towarzyszył jej sport. Od 13 roku życia jej pasją było karate i bardzo lubiła biegać. Sięgnęła po wiele medali na arenie krajowej oraz międzynarodowej. Zdobyła czarny pas – osiągnęła pierwszy dan, stopień mistrzowski nadany jej po egzaminie przeprowadzonym przez japońskiego mistrza. Jednak w ułamku sekundy jej życie bardzo się zmieniło.
To było latem. Miała wtedy 17 lat - zdała właśnie z drugiej do trzeciej klasy liceum. Spędzała wakacje na obozie sportowym. Kiedy razem z innymi uczestnikami wykonywała jedno z wielu tego dnia ćwiczeń sprawnościowych, wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. „Mieliśmy zawody w charakterze poligonu. Jednym z zadań było przejście po linie zawieszonej na wysokości pierwszego piętra - pomiędzy schodami przeciwpożarowymi przy budynku, a drzewem” – wspomina. „Musieliśmy wejść po tych schodach, przejść przez barierkę, uczepić się rękami i nogami tej liny, a następnie przejść po niej”.
„Przeszłam przez barierkę i złapałam rękami za linę. A kiedy próbowałam zaczepić nogi, moje ręce nie wytrzymały i spadłam na łopatki. Niestety ćwiczenie nie było w żaden sposób zabezpieczone i wylądowałam na trawie poniżej” – relacjonuje to, co się wydarzyło.
Potem wszystko działo się już bardzo szybko. „Momentalnie zauważyłam, że nie czuję nóg. Odcięło mnie automatycznie. Totalnie nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Początkowo radziłam sobie z tą sytuacją dość nietypowo – śmiechem. Cały czas się śmiałam. Żartowałam ze strażakami, którzy mnie zabierali. Gawędziliśmy sobie, kiedy mnie przejmowała załoga helikoptera. Na początku myślałam, że jeśli nie czuję nóg, to być może je połamałam. Nigdy w życiu nic sobie nie złamałam, więc nie byłam świadoma z czym to się wiążę. Dopiero w szpitalu dowiedziałam się, że złamałam kręgosłup”.
Choć była już prawie dorosła, Ania nie mogła zdawać sobie sprawy z tego, co tak naprawdę się z nią dzieje. Bardziej niż o siebie, bała się o reakcję najbliższych, którym na niej zależało: „Najbardziej przerażała mnie myśl, że nie mogę wstać, że nie mogę się ruszyć. Nie wiedziałam co się dzieje. I to było szokujące. A potem najbardziej przerażała mnie myśl, jak przyjmie to mój tata i moja babcia. Myślałam, że dostaną zawału jak się dowiedzą co się wydarzyło”.
„Później zaczęła się moja walka. Dowiedziałam się, że nie tak prosto będzie wstać na nogi. Na samym początku wierzyłam, że to nastąpi w stosunkowo niedługim czasie. To mnie motywowało do walki o samą siebie. I cały czas o siebie walczę, jednak teraz wiem, że po prostu potrzeba czasu, rozwoju medycyny i że to nie jest takie proste jakby się wydawało” – mówi Ania, która w tym roku wystartuje w Wings for Life World Run jako ambasador Światowego Biegu w Polsce. 100% opłat startowych z tego wydarzenia trafia na badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego, aby w przyszłości osoby, którym przydarzyły się podobne wypadki, znów mogły chodzić.
To, co przytrafiło się Ani mogło być dla tak młodej osoby druzgocące. Ale ona nie załamywała się i nie buntowała z powodu tego, co ją spotkało. „Bardziej buntowałam się na przykład przeciwko dostosowywaniu domu do moich potrzeb. Tata chciał mi pomóc – robiąc windę schodową. Ja mówiłam: Nie! Po co? Przecież ja zaraz stanę na nogach! Miałam problem, żeby zaakceptować tę sytuację. Jednak z czasem, kiedy coraz bardziej się usamodzielniałam, coraz łatwiej było mi to zaakceptować” – mówi.
Dziś Ania studiuje techniki dentystyczne (protetykę, ortodoncję). Jest na ostatnim roku na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi i już pracuje w zawodzie. Mieszka w akademiku. „Aktualnie wózek mi nie przeszkadza. Jest to dla mnie tylko i wyłącznie środek transportu. Nie czuję, żeby to była integralna część mnie. Żyję nie myśląc o tym, jak moje życie się zmieniło. Nauczyłam się żyć od nowa. Nauczyłam się mojego ciała od nowa, ponieważ po wypadku wszystko jest inaczej. Myślę, że teraz bardzo dobrze sobie radzę. Może wielkiej torby z zakupami nie wezmę, bo to nierealne, żeby to przetransportować na wózku, za to prawo jazdy zdałam niecały rok od wypadku. Chciałam się bardzo szybko usamodzielnić. Pochodzę z niewielkiej miejscowości, gdzie bez auta nie byłabym w stanie nigdzie dotrzeć. W Łodzi auto też towarzyszy mi cały czas i pomaga w samodzielności. Staram się też inspirować innych do tego, żeby walczyli o siebie i o swoje zdrowie”.
Biegacze mają niesamowitą energię i chęć do życia
Poza pracą zawodową i studiami, wybrana II Wicemiss Polski na Wózku w 2016 roku podczas gali fundacji Jedyna Taka, poświęca bardzo dużo czasu i energii innym. Pracuje w Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, gdzie uczy dzieci poruszające się na wózkach funkcjonowania w codzienności. „Staram się być dla nich przykładem i pokazywać, że sama jestem sportowcem, i że sport cały czas ze mną jest. Myślę, że jak na razie udaje mi się to i faktycznie dzieciaki czerpią ode mnie energię” – opowiada.
„W karate odnalazłam swoją życiową pasję. Starałam się uczestniczyć w każdym możliwym treningu, jeździć na wszystkie zawody. Udało mi się zdobyć wiele medali – w tym mistrzostwo Polski, a nawet pierwsze i drugie miejsce na Pucharze Europy. Uwielbiałam również biegać i w każdej wolnej chwili biegałam – nawet przed, czy po treningu karate. Z tego co kojarzę, najdłuższy dystans jaki pokonywałam to około 10 km. Bieganie nigdy nie było dla mnie męczące” – mówi o tym, co robiła przed wypadkiem ambasadorka Wings for Life World Run. I w tej kwestii niewiele się zmieniło. Nadal jest chodzącym wulkanem energii, a sport w dalszym ciągu stanowi bardzo ważną część jej życia. Uprawiała taniec towarzyski na wózku, a po zamknięciu sekcji sportowej, w której go trenowała, wybrała pływanie. Przygotowuje się do czerwcowych mistrzostw Polski, na których wcześniej zdobyła dwa brązowe medale.
Oprócz zawodów pływackich, Ania szykuje się już do Wings for Life World Run, gdzie na pewno też da z siebie wszystko. To będzie jej debiut w ucieczce przed „ruchomą metą”. „Wiele razy myślałam, żeby wziąć udział w tym biegu. Jestem bardzo podekscytowana. To na pewno będzie świetna przygoda. Sama nie brałam udziału w biegach tak często, ale po wypadku spotykałam się z biegaczami, którzy robili to dla mnie zbierając pieniądze na moją rehabilitację. Bardzo polubiłam ich towarzystwo i mam nadzieję, że teraz też będzie super. Biegacze mają niesamowitą energię i chęć do życia” – cieszy się na myśl o starcie. I tak jak wtedy grupy biegowe charytatywnie wspierały rehabilitację Ani, co dziś świetnie wspomina, teraz sama przyłączy się do biegaczy na całym świecie, aby razem z nimi zbierać środki na badania nad rdzeniem kręgowym i dawać nadzieję. „To jest bieg, dzięki któremu być może osoby na wózkach w przyszłości będą mogły chodzić. To jest otwarcie drogi do rozwoju leczenia osób po urazach rdzenia kręgowego”.
Dawanie nadziei, pomaganie innym w czerpaniu radości z małych rzeczy i obdarowywanie ich uśmiechem, by ich życie nabrało kolorów, to jeden z głównych celów pochodzącej spod Uniejowa studentki, która w październiku będzie reprezentować nasz kraj w wyborach Miss World Weelchair 2022. „Staram się każdemu przekazać swój uśmiech i energię – choćby na zajęciach z podopiecznymi. Ale spotykam się też z opinią, że to ode mnie po prostu bije. Ostatnio brałam udział w wydarzeniu pod nazwą „Żywa biblioteka”, gdzie przypadkowe osoby z ulicy mogły wejść, porozmawiać ze mną i poznać moją niepełnosprawność od kuchni. Mówiono mi, że niektórych ludzi bardzo zainspirowałam, poprawiłam im humor, czy też rozświetliłam ich dzień. Cieszę się, że mogę spełniać taką misję i nastawiać ludzi pozytywnie do życia”.
Autorzy zdjęć wykorzystanych w artykule (od góry): Sebastian Wolny / Fundacja Jedyna Taka; AZS Umed Łódź; Adrian Stykowski